Strona:Klemens Junosza - Za mgłą.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 157 —

przypominałby o nim. I tak mąż i ojciec przypominać się będzie pamięci wdowy i dzieci, ale obecność osób życzliwych smutne te wspomnienia złagodzi. Przyjęto więc zaproszenie z wdzięcznością i dwudziestego czwartego grudnia, zaraz po południu, sanie z Królówki stanęły przed dworkiem pani Justyny. W godzinę później nadjechał pan Jan, a kiedy pierwsza gwiazda błysnęła na niebie, wszyscy zasiedli przy stole, łamali opłatek i nawzajem składali sobie życzenia. Panował w tem szczupłem gronie nastrój serdeczny, rzewny, zda się, że członkowie jednej rodziny zgromadzili się na uroczystość.
Kiedy wszyscy życzenia sobie wzajemnie składali, Andzia szepnęła pannie Ludwice do ucha:
— A tobie, Ludko, życzę, abym na przyszły rok mogła cię nazwać kochaną moją siostrzyczką.
Na bladej twarzyczce wykwitnął żywy rumieniec, czarne oczy skryły się pod powiekami.
— A może wzgardzisz tym tytułem? — szepnęła Andzia.
Odpowiedzią na to był długi, serdeczny pocałunek.
W domu pani Justyny wszystko odbyło się po staroświecku, według tradycyi i od dawna przyjętych zwyczajów. Więc stół potrzą-