Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/340

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Co ty mówisz?
— Szczerą prawdę, Lorciu, nic więcej... Nadto dodam jeszcze, że i ja zmieniłem plany zupełnie. Za kilka dni, kochana kuzynko, podziękuję ci za gościnność i udam się do Warszawy, do ciotki naszej, u której wychowałam się, jak ci wiadomo.
Pani Laura słuchała zdumiona. — Natalcia mówiła jeszcze:
— Podziękuję ci serdecznie i powrócę do ciotki — do dawnego życia.
— Nowa zagadka? cóż to jest? kiedyż się nareszcie skończy ta mistyfikacya dziwna?
— Moja Lorciu, nie żadna to mistyfikacya, lecz prawda szczera.
— Czy Alfred mówił co z tobą?
— Mówił, przed odjazdem.
— Spodziewałam się tego.
— Ty, Lorciu, spodziewałaś się? to znowuż dla mnie coś nowego.
— Gdyż przyrzekł mi że się z tobą rozmówi stanowczo, a przypuszczając że dotrzymał słowa, tembardziej zdumioną jestem i tonem twej mowy i usposobieniem w jakiem się znajdujesz w tej chwili.
— Jednak i jedno i drugie jest zupełnie naturalne i usprawiedliwione, moja Lorciu.
— W głowie mi się nie mieści!...
— Dla czego?
— Bo sądziłam, że po rozmowie z Alfredem znajdę cię wesołą, szczęśliwą, uśmiechniętą; sądziłam