Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/334

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

siłę czuł w sobie. A po nad marzeniami jego, jak jasne gwiazdy nad ziemią, przyświecały czarne źrenice Klaruni.
Wszyscy już spali w Starzynie, gdy Alfred z wycieczki swojej powrócił, oddał konia stróżowi, a sam pocichu wszedł do swego pokoju.






XI.

Pani Laura, jak zwykle, koło południa ukazała się w salonie, ubrana w biały, powłóczysty negliż, obszyty mnóstwem koronek.
Przejrzała się w kilku lustrach, ziewnęła kilkakrotnie, poczem w malowniczej pozie ułożyła się w fotelu — i wziąwszy ze stołu dźwięczny, srebrny dzwonek, zadzwoniła kilkakrotnie.
We drzwiach ukazał się służący.
— Czy pan już nie śpi? — zapytała.
— Jaśnie pan wstał dziś bardzo rano...
— Bardzo rano?
— Tak jest, proszę jaśnie pani, już o godzinie szóstej jaśnie pan był ubrany i gotowy do drogi.
— Wiec pojechał?
— Tak jest, proszę jaśnie pani, o wpół do siódmej rano.
— Wiesz dokąd?