Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

On miał taki śliczny tydzień — tak dużo zarobił! Będzie miał furę drzewa i trochę prowizyi — w kieszeni gotowizną posiada całe cztery ruble, a na plecach niesie ćwierć kartofli!
Z takim sutym zarobkiem warto przecie spieszyć do domu!
Szedł więc drogą i dumał.
Z początku myśli jego koncentrowały się na sumie, którą zarobił. Rachował, obliczał co może kupić za owe cztery ruble, oraz ile też jest warta fura drzewa i prowizya, którą ma dodatkowo otrzymać... Myśląc o tem szedł bardzo szybko, tak dalece szybko, że uczuł iż mu się robi gorąco. Twarz zaczęła go palić... a pierś pracowała forsownie.
Musiał zwolnić kroku, nareszcie stanął, położył ciężar na ziemi, zażył tabaki i zaczął się oglądać czy jaka fura chłopska nie nadjeżdża...
Wówczas przekonał się, że jeszcze dwóch wiorst nie uszedł.
Jak mógł okiem zasięgnąć — droga zupełnie pustą była... z przeciwnej tylko strony jechało fur kilka; dziad kulawy, wziąwszy kule pod pachę, spieszył na odpust, a biegł zamaszyście, śpiewając jakąś piosnkę niezbyt nabożnej treści.
Wszyscy w tamtą stronę!
Przypomniała mu się rozmowa z panią Onufrową i zaczął o niej rozmyślać.
Sam powiedział, że biedność jest pażerna i chciwa — a przez to że biedność pażerna, bo głodna wiecznie — bogaci mają uszyte ubranie.