Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szłość tem więcej, że i kapitalik poszedł na wyposażenie dwóch starszych córek, które wraz z mężami osiadły przy ojcu.
Na dobitkę osiedlił się w mieścinie drugi krawiec, petersburskim zwany, ponieważ był w wojsku muzykantem i stał przez czas jakiś z pułkiem aż w Brześciu, zkąd przywiózł takie świeże mody, że Judki stary żurnal nawet stracił wobec nich swój autorytet.
Ta konkurencya była zabójczą. Lepsza klientela przeniosła się do modnego Abramka — a Judka, z workiem na plecach, wędrował po wioskach i sam szukał roboty po dworach i dworkach szlacheckich.
Właśnie od kilku dni już pracował u pana Onufrego, a pracował zawzięcie, przez ten czas albowiem uszył śliczną salopę dla pani Onufrowej, przerobił ze starego surduta kaftan dla panny Brygidy, obłatał i odświeżył z dziesięć sztuk rozmaitego ubrania i nakoniec tej nocy miał skończyć arcydzieło — palto dla samego pana Onufrego.
Za to wszystko, oprócz fury drzewa i prowizyi w naturze, prowizyi którą pan Onufry przyrzekł solennie odstawić własną furmanką w przyszłym tygodniu, Judka miał otrzymać w gotowiźnie rubli srebrem cztery.
Arcydzieło trzeba było koniecznie wykończyć na termin.
— Słuchaj żydzie — zapowiadał pan Onufry — płacę ci, bestyjo, po pańsku, ale pamiętaj sobie