Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gdzie już wyraźnie pas złocisty ziemię od nieba oddzieli — i zmówi krótką modlitwę.
W tej modlitwie same dziękczynienia zawierać się będą. Judka powie tak:
— Dziękuję Ci Boże żeś mnie nie stworzył kobietą, dziękuję żeś mnie nie stworzył niewolnikiem, żeś mnie nie uczynił psem!
Czyli: dziękuję za to, że jestem dzielnym mężczyzną; że jestem wolnym człowiekiem i mogę pracować ośmnaście godzin na dobę; że wreszcie jestem pierwszym krawcem warszawskim na całe miasto Łosice i wszystkie okoliczności, nie zaś brzydkiem i głupiem zwierzęciem.
Potem, z czystem już sumieniem Judka odleje maleńką cząstkę trunku na ziemię, a resztę wysączy powoli, rozkoszując się każdą kroplą, która odrazu wprowadzi ciepło ożywcze do jego zziębniętego, wstrząsanego przez dreszcze organizmu.
Wypiwszy wódkę, spożyje małą ilość chleba z dużą ilością soli i zje cebulę — ale jedną tylko — gdyż takie cebule nie trafiają się codzień. Są one wielkie, płaskie, blado-czerwonawe, ze szczególnym srebrnym połyskiem — i mogą być prawdziwą ozdobą szabasowej uczty.
Dlategotoż jedna z nich musi być schowaną na zapas, w najgłębszej kieszeni wytartego chałatu.
Załatwiwszy się z kwestyą pożywienia, z czerwonemi oczami, lecz z rzeźwością wywołaną sztucznie, Judka dmuchnie w ogień i postawi na ko-