Strona:Klemens Junosza - Z mazurskiej ziemi.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

giem akuratnoszciem, dla takie porziądne wojsko i dla takie godne kunie, zito i owies psistawić... Un to słuchał, kiwał z głowem i powiada: da, da, wy jesteście bardzo dobre kupiec... wam jeszcze za tego zito należy się reszta... Ja mówiałem, co Bogu dzięka, Fiszel mnie wsistko zapłaciuł i co nie mam ziadne a ziadne pretensyów. Un rozeszmiał się bardzo brzidko i jak ksiknął: Wziąść jego na koniusznie! to nawet nie miałem czasu ksiknąć aj waj! jak mnie te grubijany tam zaniesili!...
— Domyślam się jakiejś przykrej dla pana awantury.
— Tak, uno buło trochę psikre. Mnie dali za tego zito resztę... niedużo i niemało — same porcye — jedne sto!! Co to panie za cias buł paskudny! bez sprawe, bez apelacye, bez sąd! To pfe buło! grubiaństwo! Skrziwdzone bułem; miałem w żupanie z tyłu bardzo porządne porcynelowe fajke, od samego Gdańska, to co pan dobrodżyj powie? całe te fajke to uni mi potłukli na drobny mak!
— Ale właściwie to Fiszla powinno było spotkać; pan cierpiałeś za niego — i on też zapewne wynagrodził panu tę krzywdę?
— Ny, ny, niech jego... on mi dał żidowską nagrodę! tyle co mi fajkę odkupiuł, a całe miasto to sobie trzęsiuło od szmichu, »zastępcem« mnie zidy nazywali.