Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

posądzenia, to żadna bogata dziewka za Florka nie pójdzie, chyba taka dziadówka, co nie ma ani ojca, ani matki, ani fortuny, ani nawet kawałka chleba.
— Hm... albo ja wiem?
— Niechno pan Florek dobrze sobie w głowie rozważy, któraby to dziewka bogata chciała iść za takiego, na którego różne, nie w złą godzinę powiedzieć, posądzenia są? za takiego co o nim ludzie dużo gadają? Niech pan Florek sobie dobrze rozważy i mnie powie. Ja tymczasem zapalę sobie fajkę, poczekam.
Florek zerwał się z pieńka, na którym siedział.
— Co to rozważać — wiadomo że z takiego gadania może być przeszkoda. Ja mam upatrzoną dziewuchę w drugiej wsi.
— To jeszcze gorzej! w drugiej wsi, to już całkiem paskudnie. Jeszcze w Biednowoli, na miejscu, pół biedy, tu się wszyscy znają — ale w drugiej wsi!.. Dla czego Florek szuka sobie żony w drugiej wsi?
— Bo mi się tak podoba!
— Podoba się, ja wiem, ale najgorzej z tem gadaniem. Zanim ono do drugiej wsi dojdzie, — to dziesięć razy takie urośnie.
— To może być.
— Nietylko może być — ale tak jest. Tak naprawdę jest. Pamięta Florek temu dwa lata jak się sołtysowa jałówka przebiła na płocie, to w drugiej wsi gadali, że sołtys swoją żonę przebił nożem! No co o was mogą powiedzieć? Trzeba zalać gęby, bez żadnego gadania trzeba.
— A juści trzeba, — rzekł ponuro Florek.
— Poprosić ludzi po pogrzebie, postawić kilka garncy... niech sobie podpiją.
— Eh! — mruknął niechętnie Florek, — u was mój Joelu