Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie tak głowę, jak pieniądze — odezwał się sołtys, — za pieniądze wszystko można kupić.
— Ny, ny, — odezwał się Mendel z przekąsem, — można kupić! Wy też Józefie pieniądze macie, a dla czego nie kupujecie las?
— Bo nie chcę.
— A jakbyście chcieli?
— Tobym kupił.
— No — i cobyście z nim robili? Ha? zwozilibyście belki pod stodołę, zapchali cały strych hołoblami, kołkami, zasypalibyście całe obejście drzewem, żeby was samych widać nie było. Prawda?
— Cobym zrobił, to zrobił, to moja głowa.
— Ja wiem... możebyście sprzedali drzewo w Gdańsku?
— Może.
— A wiecie wy gdzie ten Gdańsk jest? którędy się do niego jedzie? przez jaką wieś? ile chleba trzeba brać na drogę? A wiecie wy kto w Gdańsku siedzi? niemcy siedzą, a jak wy się z nimi będziecie rozmawiali?
— Jak? jak mi się spodoba... a wy Mendlu nie przekpiwajcie, bo ja sobie w kaszę dmuchać nie dam. Ja swój grunt mam, pieniądze mam...
— Miejcie sobie, kto wam zabiera? Nie przeszkadzajcie nam gadać. Panie wójcie, ja myślę, że możemy zaczynać. Chodźmy do drugiej stancyi.
— A no chodźmy. Józef może sobie siedzieć i tu.
— Pójdę z wami.
— Po co? wy niechcecie robić zamianę.
— Skoro ja nie chcę, to i cała wieś nie zechce.
— Aj waj! zkąd wy się wzięli, ha? Jak wy nie zechcecie jeść chleba, to cała wieś też nie będzie chleba jeść? a jak wam się podoba uciąć sobie palec, to cała wieś to samo ma zrobić?