Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ha! ha! Nie probujcie wy się ze mną na moc, bo jakbym was pchnął tylko, tobyście się zwalili jak kłoda.
— Sprobujcie!
— Ej Wincenty, zwady ja z wami nie szukam, po dobroci do was przemawiam i po przyjacielstwie. Wolna wola słuchać, wolna nie słuchać, a ja jeszcze raz wam mówię, że zamiast do Joela na służbę iść, lepiej sakwy sobie uszyjcie, i żółwiową skorupę do garści wziąwszy — pod kościołem usiądźcie chleba prosić. Będziecie przynajmniej nabożne pieśni śpiewali i pacierze mówili. Zawsze to już porządniej niż w karczmie pod ławą mieszkać. Powiadacie że coś chodzi za wami, dogaduje, judzi, — to się przeżegnajcie, albo do kościoła pójdźcie na mszę świętą, zmówcie pacierz do Przemienienia Pańskiego, żeby się wam odmiana jaka uczyniła....
Pypeć westchnął.
— Pięknie, pięknie Kusztycki powiada i nabożnie, właśnie jak w kościele.
— Właśnie że powiadam tak, jak według serca mego szczerości, a przyjacielstwa dla was, należało powiedzieć. Odpędźcie wy, Wincenty, złe pomyślenia od siebie i posłuchajcie dobrego słowa.
— Hm... jabym i posłuchał... ale nijako mi i nie bardzo pasuje.
— Niby, według czego?
— A choćby oto, jak powiadacie do jakiego chłopa na pokomorne pójść. Jakżeć ja, skoro jeszcze niedawno ja sobie oto, psia wełna, taki sam gospodarz był, jako i on... a teraz mam u niego w komornem siedzieć?
— No to co? Byliście gospodarz, a swojej fortuny nie zmarnowaliście, jeno oddali dzieciom. Oddaliście, bo taka była wasza wola.
— Zawdy to nijako człowiekowi...