Strona:Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

To tak wygląda, jakbyś pani chciała powiedzieć: pamiętaj jegomość o tem, że niema tu dla ciebie naszych ładnych rączek, tylko jest... puls...
«Ja. Więc jak mam pana nazywać?
«On. Trzeba mówić do mnie po przyjacielsku: panie Henryku...
«Ja (myślę sobie: tu cię właśnie czekałam! Zdobędę się na krok stanowczy!) Dobrze, panie doktorze, odtąd mówić będę do pana: kochany panie Henryku! (Rumienię się, jak piwonia, spuszczam oczy i mówię, szeptem niby sama do siebie). Boże! co ja też powiedziałam!...
On roześmiał się szczerze, wziął mnie za rękę i rzekł:
«— O nie cofaj pani tego, może nie zadługo nadejdzie chwila, w której stosunek nasz będzie bliższy i da mi prawo nazywać panią «kochaną panną Erne...»
«Nie dopowiedział «styną», gdyż w tej chwili weszła ciotka:
«Wie mama, jak serdecznie kocham ciotkę, jak jestem jej wdzięczna, i jakie mam dla niej obowiązki, ale w tym razie wyjątkowo wolałabym jej nie widzieć. Stało się wszakże, matuchno moja, i ponieważ nie miałam innej drogi wyjścia, postanowiłam czekać na dokończenie początku tak bardzo ciekawego i zajmującego.