Strona:Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nim się poschodzili z pola, upłynęły cztere godziny. Z nudów zaczęłam przerzucać stare gazety, które chowam zwykle do śpiżarni, aby były w razie potrzeby pod placki, i przeczytałam długi artykuł o organizacyi armji niemieckiej; otóż przypomniałam sobie, jak tam jest wszystko prześlicznie urządzone, i powiadam właśnie, że i nasza Ernestynka w tej chwili jest zmobilizowana.
— Jakto? moja mamo.
— A tak, kochaneczko, zmobilizowana, to znaczy, że jesteś gotowa zupełnie do wojny i że masz zawojować doktora.
— Ależ, mamo...
— Wiem, drogie dziecko, co chcesz powiedzieć, że nie umiesz i że ci się to trafia po raz pierwszy. Istotnie, tak jest i inaczej być nie może, bom cię wychowała w zasadach... Ale, kochaneczko, na każdą panienkę przychodzi taki czas, że trzeba umieć i trzeba zacząć. Ten czas przyszedł. Jak to robić należy, ja cię uczyć nie będę, radź się własnego serca, patrz i uważaj, jak postępują inne panienki z naszej sfery, a na wypadek trudnych wątpliwości... masz ciotkę. Ja, jako matka, zrobiłam, co mogłam; nie żałując pieniędzy, zmobilizowałam cię, a ty teraz wojuj! Rozwiń wszystkie twoje kadry, landwery i landszturmy i zwycięż, Ernestynko, bo czasy są