Strona:Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jej się więcej uśmiechało, pojedzie do wód, to znajdzie sobie konkurenta szykownego, pełnego elegancyi, a nie takiego opalonego i niezgrabnego hreczkosieja, jak ów wychwalany za swoją pracowitość Maciuś...
Pani Marcinowa opowiedziała ciotce Klotyldzie historyę Piszczykowskich.
Przed pięcioma laty ogromnie się ci państwo kochali. Jej zdawało się, że on coś ma, a jemu znów zdawało się, że ona coś ma. Na podstawie tych wzajemnych domysłów ona sprawiła sobie bardzo ładną wyprawę, on zaś elegancki nowiuteńki powóz i cztery konie do ślubu.
Pobrali się, śliczna para była! prowadzili dom otwarty, przyjmowali gości, gdyż oboje niezmiernie lubili się bawić.
Po roku on miał grubą sprzeczkę z jej ojcem, a ona z nim samym. Chodziło o pieniądze — i wykazało się przy tej okazyi, że zięć ma w majątku akurat tyle co teść, a obadwaj razem nie mają nic, oprócz znacznych długów.
No — i para gruchających gołąbków zamieniła się w parę skaczących sobie nawzajem do oczu kogutów — a następnie państwo młodzi żyli, jak jastrząb z sową.
Były nieustanne sprzeczki, awantury i ostatecznie ona wyjechała z domu, aby prowadzić sprawę o se-