Strona:Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ciekawym jednak, jaka zależność mogłaby wolną wolę dziadka krępować?
— Trochę interesa, trochę przyzwyczajenie.
— Chyba to jedno.
— Bagatela; żebyś ty kilkadziesiąt lat w jednej kamienicy przemieszkał, jednemi ulicami chodził, w jednej restauracyi jadał, tobyś może poznał, co to znaczy przyzwyczajenie. Ludzie w moim wieku zmian nie lubią. Przyjechałem do was dla rozrywki, na wakacye, jak uczeń, gdy go ze szkoły puszczą, lecz gdy czas tych wakacyj minie, wrócę na Stare Miasto do swego kąta.
— Dla czego dziadzio tam mieszka?
— Jakto dla czego?
— Są przecież ładniejsze ulice w Warszawie i nie takie zacieśnione i duszne.
— Zapewne, ale to wszystko blaga i tandeta, marmurowe schody, jakieś respiratory, wentylatory, a co mi po tem? Ja na schodach mieszkać nie będę, tylko w pokoju, a jeżeli pokój jest ciepły i nie drogi, to schody mogą być staroświeckie, żelazne, czy kamienne, to mi wszystko jedno.
— Ale! ale! — zawołał Wicuś, chcąc nadać inny obrót rozmowie — zapomniałem też powiedzieć, był dziś posłaniec z Bednarki?
— Cóż chciał?
— Przywiózł bardzo uprzejmy bilecik. Pani Se-