Strona:Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chior miał kilka córek, radbym przeto wiedzieć z kim mam tedy honor?
— Więc mnie stryjaszek nie poznał? Mnie? swojej tak niegdyś ukochanej Julci?!
— No proszę, ktoby się spodziewał, taka kobieta! Niechże pani siada, to jest siadaj, proszę, pomówimy. Przedewszystkiem, cóż cię moja piękna kuzynko sprowadziło w ubogie progi starego odludka?
— Chęć zobaczenia stryjaszka, dowiedzenia się o jego zdrowie.
— No, no.
— I zamiar zaproszenia, serdecznego zaproszenia do nas na wieś.
— Mnie?
— A tak, chociażby tylko na parę tygodni. Bardzo, bardzo serdecznie prosimy, całem sercem zapraszamy.
— Hm... bardzo pięknie — a dalekoż to?
— Jednego dnia staje się na miejscu. Zresztą co mam dużo opowiadać, nasze okolice dobrze są stryjaszkowi znane.
— Zapomniałem już, kiedy tam byłem. Dawne czasy, bardzo dawne. Oczywiście mieszkasz w swoim majątku.
— Cóż tam taki majątek, mająteczek raczej. Na wyżywienie wystarcza, ale synów mamy dwóch,