Strona:Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

śliczności, ja zawsze mówiłem, że takiego gustu jak pan radca ma, to nikt drugi na świecie niema. I później, gdy za Malcera wyszła, jeszcze bardziej wypiękniała — a i teraz jeszcze jest na co popatrzeć.
— Jest, powiadasz?
— Dalibóg jest, panie radco, i niechby się co chciało, to działo, ja bym...
— Cóżbyś ty?
— A no, do usług pana radcy, jakby którego dnia miał tam iść, tobym się herbaty z cukrem też napił, słowo uczciwe.
— Bestyo! kusicielu, kupżeż tego cukru.
— Funt.
— Zwaryowałeś na starość; kup za sześć, a z szewcem się targuj, nie daj mnie obdzierać — pamiętaj...
— Łajdak! — mruknął pan Dominik po wyjściu Grzegorza — na taki wydatek mnie naraził... Mój Boże, Melcerowa, Melcerowa. Dawne dzieje i piękne dzieje; sam sobie winien jestem, nie trzeba było bawić się w Cunctatora, ale iść do celu odrazu i jak Cezar, veni, vidi, vici. Melcer miał większy rozum, nie pytał się i nie ociągał. Teraz przepadło, przepadło na zawsze, na amen. Dobrze mi tak, bardzo dobrze, nie trzeba być głupim. Bardzo dobrze.
W kącie sypialni znajdowała się staroświecka