Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

To mówiąc, sędzina wyszła z pokoju, dwaj młodzi ludzie pozostali sami.
— Cóż, Stasiu — rzekł sędzic — jakże tu czas spędzałeś? czy pogodziłeś się ze wsią, z gospodarstwem?
— Eh! mój drogi, dużoby o tem mówić! Łudziłem się z początku; zdawało mi się, że będę pożytecznym, że coś zrobię; tymczasem widzę ze smutkiem, że nie jestem ani w roli swojej, ani w swoim żywiole. Ot wegetuję z dnia na dzień, a co mnie boli najwięcej, to owo przeświadczenie wewnętrzne, że jestem jakby piątem kołem u wozu, że czas tracę napróżno.
— Smutno to przyjść do takiego przekonania... mam jednak nadzieję, że wyleczymy cię z tej apatyi. Przebacz mi, kochany Stasiu, że przerywam tę rozmowę, gdyż niejednokrotnie powrócimy do niej, ale chciałbym coś usłyszeć o twojej siostrze.
— Zawsze ta sama, entuzyastka. Jej się zdaje, że jest na jakiemś arcyważnem stanowisku, niby kapłanka, mająca szerzyć wokół prawdę i światło, krzewić cnoty i moralność, pracowitość i zacność. Zwyczajnie młoda. Niech-no kto zachoruje we wsi, ona już tam jest z radą i pomocą, w ważniejszych wypadkach po doktora na swój koszt posyła; wszystkie zamorusane wiejskie baby zna po imieniu, a jak przyjdzie Boże Narodzenie, to rozdaje im książeczki, ubrania, podarunki różne. Entuzyastka powiadam ci zawzięta, i co gorsza, niczem jej nie wyperswadujesz, że to nie prowadzi do niczego.