Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

o wyjeździe, postaraj się, żebyś przeszkód żadnych nie miał.
Ciocia zapraszała sędzica, aby został na wieczór, tem bardziej, że pan Kintz spodziewany był lada chwila. Młody człowiek jednak, posłuszny wejrzeniu czarnych oczu, pożegnał się i odjechał.
Przez całą drogę rozmyślał, w jaki sposób upozoruje przed rodzicami konieczność wyjazdu. Poszło mu to jednak łatwiej, aniżeli się spodziewał.
Sędzina wysłuchała w milczeniu długiej relacyi syna, nie przerywając ani jednem słowem, nareszcie gdy skończył już, rzekła:
— Niepotrzebnie zadawałeś sobie tyle trudu, aby bronić sprawy, która rzeczywiście obronić się nie da...
— Dlaczego?
— Nie pytaj, bo dyskusya zaprowadzi nas do kwestyi, do której postanowiłam więcej nie wracać. Powtarzam ci, że jesteś pełnoletni i możesz robić, co ci się podoba. Zanadto już jestem stara i doświadczona, żebym kusiła się nawet o wytłumaczenie ci niewłaściwości twego postępowania. Wiem, żebym cię nie przekonała. Kiedyś miał inne zamiary, kiedy chciałeś osiąść tu przy nas i pracować uczciwie, postanowiliśmy oddać ci cały majątek, owoc naszej oszczędności, zabiegów i pracy całego życia. Dla nas byłoby aż nadto mieć swój kącik, pracować dopóki sił starczy, i patrzeć na szczęście twoje i tej, którą ukochałam, jak rodzone dziecko. To były nasze marzenia. Nie ziściły się... wola Boża! Zaślepienie twoje...