Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gdy oddałam ci serce moje, nie igraj ze mną... nie krwaw mi serca...
— Czem cię uraziłem, że mówisz do mnie w ten sposób?...
— Czem? Przez cały dzień wczorajszy chodziłam jak obłąkana, czekając na ciebie... wszakże miałeś przyjechać; tęskniłam, liczyłam godziny i minuty... chodziłam od okna do okna, sądząc, że oczy wypatrzę... ale pan zapomniałeś widocznie, że jest ktoś...
— Wierz mi, najdroższa, że to nie zależało ode mnie...
— Ja nie chcę od nikogo być zależną! nie potrzebuję znać żadnych względów, żadnych obowiązków. Ja mam jeden świat... w tobie, i w tym świecie chcę wyłącznie panować!... Nasze położenie niepewne musi się skończyć. Wyjedziemy ztąd daleko, będziemy zupełnie wolni i niezależni... będziemy sami dla siebie tylko... wyłącznie. Ja wiem, że twoi rodzice niechętnie patrzą na nasz związek. Woleliby widzieć cię mężem tej rozmarzonej szlachcianki... Szlachcianki! a ja nawet do tego tytułu nie mam prawa!... Śliczna przyszłość! Onaby hodowała indyczki i gąski, tybyś został jakimś panem radcą lub sędzią i bylibyście zupełnie szczęśliwi. Kto wie, co lepsze, może jeszcze cofniesz się?...
— Nigdy! — rzekł z zapałem, ujmując ją za rękę.
Zatrzymali się. Ona oparła głowę na jego ramieniu i szepnęła, jakby sama do siebie:
— Tak... nigdy... ja ci wierzę, mój Jasiu...