Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Mój Ali jest łagodny, jak baranek.
— Nie lubię baranków, które wierzgają i pędzą, jak wicher.
— Może ciocia wyjdzie z nami do ogrodu; pogoda ładna, przechadzka zrobi cioci dobrze...
— U ciebie wszystko dobrze, ty tak zawsze; sama wiesz najlepiej, że przy mojej delikatnej kompleksyi ruch mi szkodzi... na serce szczególniej.
— To możemy pozostać w salonie.
— O! bardzo proszę, wyjdźcie państwo, jeżeli wolicie, jaz Milusiem usiądę na werandzie; on bardzo lubi świeże powietrze, ten kochany koteczek.
Ciocia usiadła na werandzie i niebawem przymrużyła oczy; kot, mrucząc, ułożył się na jej kolanach.
— Chodźmy nad jezioro — rzekła panna Iza.
Sędzic podał jej rękę. Wsparła się na jego ramieniu i szli tak dość długo pod cieniem świerków i grabów.
— Dlaczego kazałaś mi pani tak długo czekać na siebie? — spytał z rodzajem wymówki.
— A dlaczego nie byłeś pan wczoraj?
— Nie mogłem wydalić się z domu na żaden sposób, matka mnie zatrzymała.
— Czy zawsze malutki Jaś będzie pod rozkazami swej mamuni?
— Nie żartuj pani... i tak narażam jej się bardzo, a jednak...
— Co mam przez to rozumieć?
— Obowiązki...