Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

łecznem. Kto po całodziennej a męczącej pracy do państwa Feliksów przyszedł, doznawał takiego wrażenia, jak gdyby z ciasnej i ponurej stancyi na szerszy świat wyjrzał i szerszy, rozleglejszy horyzont zobaczył.
Panna Wanda garnęła się do tego towarzystwa, a uczucie przyjaźni dla dawnej nauczycielki wzmagało się z dniem każdym. W domu, chociaż miała wszystko, czuła się jednak osamotnioną. Ojciec mówił tylko o interesach prawnych, polityce lub szczególnych kombinacyach wintowych, ciotka zaś była to osoba jakby z innego świata, i myśl jej rzadko kiedy wybiegała poza granice kuchni, śpiżarni, ogrodu. Wandzię kochała po swojemu i jak dawniej pragnęła dla niej francuzczyzny i muzyki, tak teraz, gdy siostrzenicę już na dorosłą pannę pasowano, zaczęła marzyć dla niej o świetnej partyi. I dziwiła się bardzo, gdy panna Wanda, słuchając o takich projektach, wzruszała ramionami niechętnie, dziwiła się, że zamiast myśleć o strojach i zabawach, może całemi godzinami przesiadywać nad książką. Zastanawiając się nad tem, ciotka Malwina doszła do przekonania, że świat się psuje coraz więcej, i że teraz niema już młodych panien, tylko same sensatki i statystki.
Wobec takich poglądów ciotki, panna Wanda, jak mogła najczęściej, do dawnej swej nauczycielki wyjeżdżała — i serdeczny stosunek między