Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i wybrany swojem postępowaniem daje do myślenia.
Co zamierza? do czego dąży? z jakiej racyi pozbywa się mienia, do którego doszedł tak szczęśliwie?
Gdyby pan Gorgoniusz był zdrów zupełnie i mógł do miasta pojechać, znalazłby tam prawdopodobnie odpowiedź na pytania, które sobie w myśli zadawał, i zarazem wyjaśnienie wątpliwości, lecz bał się zimna i nie chciał się narażać na poważniejszą chorobę.
Z wielką też niecierpliwością oczekiwał powrotu córki, a więc o piątej wieczorem, zaledwie przyjechała i futro z siebie zdjąć zdążyła, wyszedł do niej z zapytaniem:
— Cóż w mieście?
— Nic, proszę ojca — odrzekła.
— Czy nie mówią o czem?
— Alboż ja wiem? Mówią o różnych rzeczach, tak jak codzień.
— Mówią, mówią... Alboż kto bywa w waszym zakładzie?
— O, bardzo proszę! Nasz zakład ma wziętość. Dziś było sześć zdjęć, a po fotografie przychodziło kilkanaście osób. U nas zawsze jest ruch.
— I nie mówili nic?
Wanda roześmiała się.
— Owszem, mówili. Jedni chwalili fotografie, drudzy, a zwłaszcza drugie, dowodziły, że wydają się znacznie starsze i brzydsze, niż w rzeczywis-