Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Już wiem! — rzekł, odprowadzając regenta w sam kąt izby, gdzie było miejsce swobodne.
— A cóż?
— Zwyczajna pożyczka hypoteczna...
— Co?!
— Wyraźnie mówię: pożyczka hypoteczna; piętnaście tysięcy na sześć procent rocznie; pierwszy numer po Towarzystwie, a ponieważ Towarzystwo w trzech czwartych spłacone — więc i w pierwszej połowie szacunku. Murowana lokacya, nie prawdaż?...
— Zapewne... Któż daje?
— Niejaka pani Weronika Migdalska, de domo Przetakiewiczówna, wdowa po obywatelu tutejszego miasta. Niedawno sprzedała dom i obecnie lokuje pieniądze na Koronówku. Listami zastawnymi wypłaca... a wzdycha przy tem, a jęczy, a płacze, jakby była na pogrzebie... Nie może się baba rozstać bez lamentu z pieniędzmi.
— Znam i tę jejmość. Oczywiście, Wolmański jest przy akcie...
— Jest. Chcesz się z nim widzieć?
— Nie; nie mam do niego interesu, tak się pytam, jedynie przez ciekawość. Ostatecznie cóż mnie to obchodzi?
Kalasanty spojrzał uważnie na swego starego przyjaciela. Pewna myśl przemknęła mu przez głowę.
— Domyślam się — rzekł. — Dziwi cię, na co człowiek tak zamożny potrzebuje pieniędzy.