Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

prostsze. Ot tam, od wschodu, widnokrąg jest ujęty niby w ramę, w czarną linię lasu — i z poza niej słońce się ukazuje. Obrazek prosty, ramy sosnowe, a jednak wspaniale to wygląda. Zobaczy pani to zaraz po piątej.
— O, to już będziemy stąd daleko...
— Zdaje się — odrzekł z uśmiechem, — że będziemy jeszcze tutaj.
— Pan nie wie zapewne o tem, że ojczulek mój jest punktualny jak zegarek, a Mateusz nie spóźnia się nigdy, chociaż nie posiada zegarka i czas mierzy po swojemu.
— A pani zapewne nie wie o tem — odrzekł, — że na wsi witają serdecznie, a żegnają długo, i że właśnie w chwili rozstania się mają najwięcej do powiedzenia. Taki to już zwyczaj odwieczny, który trzeba szanować...
— Pan lubi odwieczne zwyczaje?
— Jeżeli są dobre... a w tym razie zazdroszczę Jozuemu. Gdybym miał siłę po temu, powstrzymałbym słońce za lasem: niechby się spóźniło wyjątkowo...
Wolski, usłyszawszy ostatnie wyrazy, odezwa się:
— W poetycznym nastroju jesteś, Bolesławie. Śmiem przypuszczać, że na marginesach twoich matematycznych notatek znajdują się sonety...
— Niestety, nie; ale to tylko dlatego, że nie posiadam daru rymotwórcy; gdyby nie ta prze-