Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ce; regent zawołał Mateusza, aby mu wydać dyspozycye co do wyjazdu. Postanowiono wyruszyć raniutko, jeszcze przed wschodem słońca, aby przed nocą być w domu.
— Więc o której godzinie? — zapytała Wanda.
— Punktualnie o czwartej ruszamy — odrzekł regent; — niechże panna pamięta, żeby wstać.
— Zaręczam, że Wandzia będzie na czas gotowa, — rzekła panna Aniela.
— Skądże taka pewność?
— Wynalazłyśmy doskonały sposób na zbudzenie jej niezawodne.
— Jakiż mianowicie?
— Nie kłaść się i dosiedzieć do świtu.
— I wyglądać przez cały dzień, jak ptak zmoczony na deszczu?
— Dlaczego?... Ileż razy podczas karnawału przepędzało się noc na zabawie! Prawda, panno Anielo?.. Takie noce schodzą wyjątkowo szybko... Znam to z doświadczenia; tańczyliśmy nieraz do białego dnia, a punktualnie o godzinie dziewiątej każdy z nas był w biurze, i...
— I ziewał, — wtrącił pan Feliks.
— Właśnie że nie ziewał, chociaż trzeba przyznać, że niejeden w duchu zazdrościł swym tancerkom, że nie idą do biura i mogą spać, dopóki im się podoba. Stare to dzieje; życie towarzyskie było bardziej rozwinięte, aniżeli dziś; bawiono się ochoczo a tanim kosztem.
— Pan regent przy każdej sposobności czasy