Strona:Klemens Junosza - Willa pana regenta.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cyę pracowników silnych, intelligentnych, znających swoją wartość...
— I kto was na tę drogę prowadzi? — zapytał regent, patrząc przyjaźnie na młodzieńca, który zapalił się mówiąc i na którego twarzy wykwitnęły piękne, zdrowe rumieńce.
— Czas nas prowadzi, panie regencie, potrzeba, życie samo, które jest ciągłą nieustającą walką. W takiej lub innej formie trwa ona wciąż bez ustanku; broń się zmienia, taktyka, ale bój nie ustaje nigdy; owszem, ze wzrostem ludności, z rozwojem cywilizacyi, wzmaga się wciąż. Rozumie pan regent, że nie o politycznych walkach mówię, ale o ciągłej ogólno-ludzkiej walce o istnienie. Ongi, ongi, dziki barbarzyńca z maczugą w ręku wypędzał swego sąsiada z wygodnej jaskini i zapas żywności mu odbierał; dziś inaczej się dzieje, i nie o wypędzanie już idzie, ale o to, aby na szczupłej, gęsto zaludnionej przestrzeni wszyscy egzystować mogli. Więc o tę egzystencyę walczy rolnik, przemysłowiec, rzemieślnik- uczony, artysta, każdy, kto pracować umie i mo, że. Im większa intelligencya, siła, przysposobienie do pracy, tem pewniejszy rezultat — zwycięstwo. Dlaczego o tej „walce o byt“ ogół odzywa się zwykle z przekąsem, dlaczego bierze ją ze strony czysto zwierzęcej, a nie chce, czy nie może dopatrzyć się w niej cech ludzkich, pięknych i szlachetnych, motywów dobrych, nawet poezyi?
Pan Gorgoniusz zamyślił się.