. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
zaś salonie rozlegał się łoskot kul bilardowych i gwarna rozmowa grających.
Restauracyjka cieszyła się wielką popularnością, gości było pełno — wszystkie stoliki zajęte. Gwar i hałas panował w niéj nieznośny, gęste obłoki dymu z papierosów i cygar napełniały powietrze.
Był to dzień sobotni; wielu rzemieślników z rękami od pracy czarnemi przyszło tu na kufel piwa, niektórzy przyprowadzili z sobą żony — toczyły się tu spory i sprzeczki — rozmowy o najrozmaitszych przedmiotach, a gwar tych rozmów, w połączeniu z brzękiem kufli i noży, głośném wołaniem na usługujące dziewczyny, zmuszał biesiadników do coraz silniejszego podnoszenia głosu — do powiększania ogólnéj wrzawy. Tu nawet zakochany musiał swéj ulubionéj wykrzyczéć wyznanie, gdyż inaczéj nie byłaby go mogła usłyszéć.
W największym salonie, gdzie stało najwięcéj stolików, gdzie zgiełk do kulminacyjnego punktu dochodził, na estradzie z desek skleconéj i wypłowiałym dreliszkiem pokrytéj, stał stary, wysłużony fortepian. Los równie dla fortepianów jak i dla ludzi złośliwy, wyrzucił go z salonu i przeniósłszy do knajpy, kazał mu jęczéć co wieczór nadszarpniętemi strunami i napełniać melodyą izby pełne dymu i gwaru.
Godzina siódma wydzwoniła na zegarze umieszczonym na wierzchu bufetowéj szafy i akurat w tejże saméj chwili do fortepianu zbliżyła się kobieta niemłoda, któréj włosy dobrze już szron siwizny przypruszył. Zdjęła z siebie wypłowiałą mantylkę, uwolniła palce z rękawiczek, a otworzywszy fortepian i usiadłszy przy nim uderzyła kilka akordów. Potém z pod palców jéj popłynęły łagodne dźwięki jakiegoś starego, sentymentalnego walczyka, o rytmie spokojnym, miarowym jak chód starego zegara.
Szewcowa jakaś, czerwona i do wzruszeń skłonna, trąciła silnie swego małżonka w łokieć i rzekła z rozrzewnieniem: