Strona:Klemens Junosza - Wilki i inne szkice i obrazki.djvu/290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
280
KLEMENS JUNOSZA
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

czowi: „słuchaj niewdzięczniku, miéj ty serce i patrzaj w serce.”
A kto uwił te wszystkie bukiety i równianki z kwiatów żywych? Kto wyszył kwiaty martwe na pantoflach i poduszkach filozelą i kordonkiem? Kto zgromadził w mieszkaniu szczęśliwego doktora tę różnobarwną dziatwę flory, jeżeli nie piękne pacyentki w X. nad X. Nie darmo pani Bajla, poważna kupcowa, utrzymująca w X. nad X. skład szuwaksu, cukru, bawełny i innych towarów galanteryjnych, dowodziła, że jak jéj pamięć daleko sięgnąć może, nigdy jeszcze kordonki, pele i włóczki nie miały takiego odbytu.
Taki stan rzeczy trwał przez cały kwartał, doktor gorliwie pełnił swe obowiązki, a im więcéj mu kwiatów przybywało w mieszkaniu, tém mniéj dziesiątek delikatne żydówki rzucały do puszki od tytuniu. Tymczasem mamy i ciocie rozrywały uprzejmego lekarza, musiał bywać na herbatkach cichych i proszonych, siedzących i tańcujących, nazywano go kochanym doktorkiem, doktoreczkiem, przezacnym, zacnym, nieoszacowanym, — panienki wzdychały do niego, a mamy obliczały fundusze na wyprawę.
Pewnego pięknego wieczoru wśród intelingentnéj ludności cichego X. nad X. zaczęły krążyć jakieś głuche wieści. Szeptano sobie na ucho, opowiadano to i owo, lecz nikt baśniom wierzyć nie chciał. Panny szczególniéj, jako młode i idealne, a więc do złudzeń skłonne istoty, słuchać nawet niechciały tego, co miasteczkowa fama głosiła — i zajęły stanowisko wyczekujące; mamy zwiesiły nosy na kwintę, a ojcowie machnęli ręką z rezygnacyą właściwą mężom, których lada wiatr przeciwny nie łamie.
Jedna tylko pani burmistrzowa nie poprzestała na głuchych wieściach, trzeba jéj było dowodu. Pomimo