Strona:Klemens Junosza - Wilki i inne szkice i obrazki.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
„GDY KONWALIE ZAKWITNĄ”
247
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

chałam w zachwyceniu patrząc mu w oczy... Mówił on, że niedługo już, na wiosnę, gdy się drzewa zazielenią, gdy słowik śpiewać zacznie i gdy konwalie białe zakwitną, wiosna przyniesie mi odrobinę zdrowia i siły... młodziutkie słońce przygrzeje i wywoła na bladą twarz moją dawno niewidziane rumieńce — wtenczas pojedziemy do naszego ustronia, na wieś, do cichego dworku, powyrzucamy za okno wszystkie flaszki apteczne, a będziemy wzmacniali piersi świeżem powietrzem pól i lasów, będziemy oddychali aromatem ziół, będziemy chodzili na odległe spacery.
Uśmiechnęłam się do niego, objęłam jego piękną głowę rękami i na szerokiém, myslącém jego czole, złożyłam pierwszy pocałunek. Zdawało mi się, że dwie gorące łzy stoczyły się z powiek Leona.
Czemuż on płakał — przecież gdy konwalie zakwitną...
O kwitnijcież, kwitnijcie prędzéj, drobne, śnieżne kwiateczki! Ukażcie się prędzéj w czarnych borach, wynijdźcie co rychléj z pod topniejącego śniegu i zajaśnijcie białe, niewinne, wonne... jak zwiastuny nowego życia, szczęścia i miłości...
Kwitnijcie drobne kwiatki, kwitnijcie...
Tyle z dziennika.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Gdy konwalie zakwitły, mała rączka nie posuwała się już po welinowych kartkach pamiętnika, nie notowała myśli i marzeń biednéj choréj.
Zmarła przedwcześnie, jak kwiat kosą podcięty, dziewczyna przestała cierpiéć, zamknęła piękne oczy na zawsze.
Na powązkowskim cmentarzu, wpośród kasztanów kwitnących, wzniósł się bogaty pomnik marmurowy.