Strona:Klemens Junosza - Wilki i inne szkice i obrazki.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
106
KLEMENS JUNOSZA
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

— Niech będzie pochwalony — rzekł pokornie chłop.
— Na wieki. Czegóż to żądacie? mój człowieku.
— O, panie! bieda na mnie — powiada, — jaż z trzeciéj wsi przyleciałem i przyniosłem wielmożnemu panu tę prosięcinę na podarunek...
— Za co? Weźcie je sobie napowrót.
— Oj, wielmożny panie, niech pan mnie sierotę wysłucha. Chłopaka mam dobrego, taki śpekulantny, taki ciekawy do kużdéj roboty, aż się dusza śmieje. Czy za broną, czy za sochą, on se tak idzie jak stateczny gospodarz, żadnych kompanijów, żadnych muzyków, ani papierosów, jak to insze, on nie zna, a kole bydła to już lepiéj chodzi niż rodzona matka.
I folgując rodzicielskim uczuciom, chłop łzami się zalał.
— No i cóż temu chłopcu? zachorował, czy co się z nim stało?
— Wojsko na niego idzie — odrzekł chłop łkając — a cóż ja chudzina przez niego pocznę! a któż ze mną pójdzie łąkę kosić!? a komu ja przed śmiercią pole odpiszę?
— Żal mi was mój człowieku, ale cóż wam mogę poradzić? Ja do tego nic nie mam, a zresztą wiadomo wam, że teraz wszyscy muszą służyć, — a jak go wezmą to trudna rada, odsłuży swoje kilka lat i powróci. O wojnie żadnéj nie słychać, więc nie zginie. Pobiedujecie jakie parę lat i przyjdzie do was napowrót.
— Niech się pan ulituje, panie wielmożny.
— Ale mój bracie, ja na to nie doktor.
— Kiej mnie powiadali, że pan je pisorz...
— Masz tobie! Czemże wy mnie niedługo zrobicie?
— A nie kto pan jeno pisorz, a kiej pan za pisorza je, to niech se pisze gdzie chce i jak chce, byle ja swojego chłopaka nie stracił. A czy pan myśli, dodał