Strona:Klemens Junosza - Wilki i inne szkice i obrazki.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
102
KLEMENS JUNOSZA
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Gorzéj było z chłopami.
Nieraz tłumaczył im ten nieszczęśliwy człowiek, że książkę naprzód ktoś „z głowy“ pisze na papierze piórem, że następnie już podług tego, jak jest napisane, w drukarni składają metalowe literki, z tych literek tworzą się wiersze i strony, że następnie te strony ściśnięte w jedną kolumnę kładą się w prasę i t. d.
Chłopi słuchali, wzdychali, kiwali głowami i nierozumieli jeszcze bardziéj... Napróżno tłumaczył im jak najprzystępniéj — ani rusz.
— No teraz już wiecie — pytał — jak się książka robi?
— A jużci wiemy...
— No, to opowiedzcież to, po prostu, swojemi słowami.
— Ha, dyć masyna taka je...
— No dobrze że maszyna, ale co się robi zanim się do maszyny przystąpi?
— Pewnie się ją jakimści smarowidłem smaruje, zeby nie piscała, i zeby się nie tarło.
— A no naturalnie, ale nie o to idzie, tylko jak się robi od początku.
— Toć pan mówił, że chłop kręci kołem i ju.
Jak przyszło do „chłopa z kołem,” tak już z tego koła wyjść nie było sposobu.
Z całego obrazu sztuki drukarskiéj, tak pracowicie, przystępnie przedstawionego, w pamięci wieśniaka utkwił tylko ten szczegół, że chłop kołem kręci.
Nie pomogło nawet, naciągnięte co prawda, porównanie maszyny drukarskiéj z młocarnią, i praca mego przyjaciela była nadaremną.
Radziłem mu, żeby, jeżeli już tak koniecznie idzie o wytłumaczenie tego wieśniakowi, wziął garść zbitych czcionek i dostał zkąd rysunek maszyny. Czy to uczynił nie wiem; ale to mi wiadomo, że ów nieszczęsny druk przysparzał mu wiele kłopotów.