Strona:Klemens Junosza - Wieszczka z Ypsylonu.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W tém ni ztąd zowąd, zatacza się landara ciągniona przez trzy zasuszone konie, i powożona przez furmana żyda, który powierzchownością przypominał wędzonego śledzia.
Z budy płóciennej wyskoczył młodzian dorodny, w którego modrych oczach iskrzył zapał młodzieńczy, a uśmiech nie schodził prawie nigdy z jego ogorzałéj twarzy. Byłto osobliwy w swoim rodzaju humorysta, i w swojéj okolicy uważano go jako duszę wszystkich zebrań towarzyskich. Całą okolicę znał wybornie; od murów Lambdy, aż po granice Ypsylonu przebiegał bezustannie, wiedząc o wszystkich zaręczynach, weselach i chrzcinach.
Wiadomości jego były bez porównania lepsze od korespondencji prowincjonalnych wielu renomowanych pism codziennych i tygodniowych.
Zeskoczywszy z bryczki, rzucił się natychmiast w objęcia naszego bohatera.
Jak się masz stary djable, gdzie się u licha włóczysz o téj porze, kiedy u nas wszyscy bawią się wesoło.
Gdy w Lambda czteréj Fikalscy drą gardła i zrywają piersi, na benefis osad rolnych i przytułków, gdy....
— Przestań, rzekł nasz bohater, przestań worku dziurawy, który sypiesz plotki jak z rogu obfitości, powiedz lepiéj co robisz, i dokąd jedziesz, o zdrowie cię nie pytam bo twoja fizjognomia wymownie o tém przemawia.
— Zachciałeś, mam chudnąć jak ty, wstrętny suchotniku, bo doprawdy gdybym cię nie znał, tobym pomyślał żeś albo zakochany, albo dezerter od Trapistów...
Słuchaj, przerwał N. są rzeczy z których nie wolno żartować.
— Oho, interes poszedł na piękne, ale za pozwoleniem, mówmy na serjo, któż ci u licha tak zajechał w głowę.
— Nie pytaj.
— Ależ powiedz.
— Nie mogę.
Nie bądź głupi, i mów jak człowiek rozsądny, bo jak wrócę do domu to i tak się dowiem o wszystkiem.
Ten argument był przekonywający, i zapytany rzekł po krótkim namyśle: Józia ***.
— Z Ypsylonu, przerwał turysta, ale to chyba żarty.
Ha! ha! ha! to ty może jesteś owym owym tajemniczym rycerzem z maskarady?. Rola nie do zazdrości — ty więc jesteś owym błędnym Donkiszotem, do którego syndykowie parafji wiersze pisują.
— Ależ!
— Aha, to ty widzę jesteś tyle naiwny, że wierzysz w jéj talent, a czy mi chcesz wierzyć czy nie, ja ci oświadczam i zaręczam uroczyście, że owe wiersze pisał nie kto inny, tylko wielebny senjor z Ypsylonu.
— Ależ jakiż masz dowód?
— No, krótko mówiąc, sam mi się z tém pochwalił, bo jesteśmy z sobą w dobréj komitywie. Ale to mało, powiem ci jeszcze w dodatku, że twój ideał żartuje z ciebie co się nazywa. A od czasu jak Fanszoni odebrał jakąś sukcesję, wujenka zaczęła utrzymywać; że każdy wierszokleta może być chwilowo znośny jako gość, ale na męża zupełnie nie zdatny. Jedném słowem, miło mi jest