Strona:Klemens Junosza - Wedle pocieszenia.djvu/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

H

Huczał wicher zimowy — i mocował się z topolą, jakby ją chciał przewrócić koniecznie.
Śnieg padał płatami grubemi i pokrywał białym całunem garbate zagony, dachy słomiane i świeżo usypaną na cmentarzu mogiłę....
Od wrót cmentarnych gromadka ludzi szła. Chłopi czapki nasadzili na uszy, baby się otuliły chustkami... gawędę przerywały westchnienia.
— I zmarło się babinie!
— Oj zmarło, zmarło nieboże... znać wola Boża taka... jak jęło pod piersiami ściskać, kolka w plecach kłuć — nie wytrzymała...
— Ksiądz gadał, że musiała zapalenie jakieś mieć...
— Ale! zapalenie! może prędzej dudy w niej zamarzły... jak poszła prać na cały ranek do rzeki i na lodzie stojała.
— I lekowali ją przecie...
— A jakże! i wódkę z goździkami dawali i kurze ziele gotowali i ziołami kadzili i bańki żyd stawiał... i wszyćko na nic — trza było umierać.
— A dobra kobieta była! — poszukać takiej... jak jeno trzecie kury, ona już wstaje a pracuje.... a pracuje...
— Wiadomo, taka baba jak ona, za dwóch chłopów zrobiła.
— I kiele bydła i kiele świni i w ogrodzie i u kądzieli — przyśpiewywała se jeno.
— Galanta kobiecina.
Do tych rozmów wmięszał się głośny płacz owdowiałego małżonka.
— Oj... oj... oj... cóż ja chudzina przez niej pocznę? jak ja się sierota ciężki obrócę?
— Nie płaczta, nie płaczta Wojciechu... Bóg miłosierny pocieszy.
— A któż mnie sierocie kartofli oskrobie, kto mi łyżkę barszczu zgotuje? A kto mi koszulinę upierze, a kto mi chleba upiecze?
— Ej, Wojtysiu nie zawódź, umarlaka nie dźwigniesz z grobu, kiej go już święta ziemia przygniecie. Ożenią cię baby drugi raz...
— O moje ludeńkowie najmilsze, już to nie będzie nic z tego, nie ma mojej Małgosi, niema mojej gosposi, kochania mojego! Oj, sierota ja ciężki; o ciężki ja sierota! ni krowy komu wydoić! ni świni komu jeść dać, ni do mnie komu przemówić. Oj, ludeńkowie najmilsze! już mnie się chyba utopić! utopić!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Płacząca i wzdychająca gromadka wtłoczyła się do kar-