na wszyscy jesteśmy w ciągłym ruchu... Wszak prawda, ostatni raz widzieliśmy się na pogrzebie.
Starowina, którego nazywano panem Antonim, spojrzał z pod oka.
— Przecież, — rzekł, — i przed jego śmiercią, nie próżnowaliśmy; każdy z nas miał swoje zajęcie i interesa, za którymi chodzić musiał; zkądże-by więc teraz nagle miało nastać takie ożywienie niepraktykowane. Chcesz pan być złośliwym chyba...
— Chowaj Boże; wcale nie, — tylko tak mi się zdawało, że w większym ruchu jesteśmy.. Powiedziałem wyraźnie, jesteśmy, to znaczy, że wszyscy znajomi, więc niejeden, ani nie ktoś... Do nikogo specyalnie nie piłem, a jeżeli komu się co zdaje, to nie moja wina. Ja sam do niczego się nie poczuwam i wolno każdemu myśleć, co mu się podoba.
Nastała chwila milczenia; całe bowiem towarzystwo przypadkowo w traktyerni zebrane, a złożone z pięciu ludzi, miało na widoku jeden cel, mianowicie ów plac należący do wdowy. Nikt się jednak do tego przyznać nie chciał i każdy bytność swą w tem miejscu, chociaż nie pytany, starał się w jakikolwiek sposób upozorować. Panu Antoniemu potrzebne były deski, pan Józef poszukiwał kapitalisty, pan Marcin miał się
Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/55
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
— 51 —