— Zaręczam, że grosza nikomu nie był winien...
— Zkąd możesz wiedzieć?! Eh, ja zawsze mówię, że Romanowa pstro ma w głowie... Zresztą przekonamy się, mam ja swoje sposoby, zbadam, spenetruję, przewącham. Dopóki tego nie uczynię, nie waż się na krok stanowczy; po waryacku działać nie można.
— Ale bywać u niej, widywać ją mogę?
— To inna rzecz; bywaj, nadskakuj, pilnuj się, żeby cię kto nie ubiegł...
Młody człowiek roześmiał się...
— Ojciec-bo zawsze chce udawać Bismarka, rzekł.
— Każdy człowiek, w zakresie swoich interesów, choćby najdrobniejszych, powinien być Bismarkiem. Koniecznie, jeżeli nie chce, żeby go inni w kaszy zjedli. Gdy ci włosy posiwieją, zrozumiesz to doskonale, dziś szkoda czasu, aby cię przekonywać... Tak to zazwyczaj bywa, mój synku...
— Ojciec dziś okrutnie zrzędzi, — rzekł młody człowiek...
— Spodziewam się; dla tego, że tobie podobała się wdówka, to ja muszę męczyć się, chodzić, place oglądać, lustrować hypotekę i dowiadywać się od ludzi...
— A któż ojcu każe? Obeszłoby się bez tego...
Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/53
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
— 49 —