Strona:Klemens Junosza - Wdowa z placem.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 107 —

— Najuprzejmiej i najpokorniej dziękuję panu dobrodziejowi za tak zaszczytną dla mnie obietnicę. Jest mi niewymownie miło, że tak ważna w mojem życiu chwila upamiętnioną zostanie na wieki, bo oczywiście to, co szanowny pan będzie łaskaw powiedzieć, każę ogłosić w pismach, choćby mnie to nie wiem ile miało kosztować.
Wszyscy obecni wybuchnęli śmiechem, młoda wdowa przygryzała wargi, na twarzy gospodyni domu malowało się wielkie zakłopotanie.
Pan Antoni na razie zaczerwienił się z gniewu, spostrzegł się jednak szybko, że w tej sytuacyi niepodobna postąpić inaczej, tylko żartem na żart odpowiedzieć, uśmiechnął się więc złośliwie i rzekł:
— Z całą przyjemnością, szanowna pani dobrodziejko — wychwalać będę jej cnoty i zalety najgładszem słowem, na jakie mnie stać, a do szczęśliwego oblubieńca pani przemówię tak rzewnie, że się z pewnością rozpłacze...
— Owszem, owszem, niech płacze, nie mam nic przeciwko temu. Każdy mężczyzna, żeniąc się, powinien płakać ze skruchy, każdy bowiem ma mnóstwo grzechów na sumieniu...
— Zapewne, któż jest bez grzechu; nawet niewiasty w wieku podeszłym odzna-