Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Trzeba na to, naturalnie, czasu i kapitału. Pierwszy tak jakby już był, — o drugi należy się postarać — na to są przewidywane dochody. Mówi o swoich projektach, a młodziutka żona słucha tego opowiadania, jak najciekawszego romansu. Jadą sami, bez stangreta, okoliczność ta pozwala im się kiedy niekiedy pocałować, co niesłychanie uprzyjemnia dyskurs o gospodarstwie.
— Widzisz, Maryniu, — mówi, pokazując na pola, — tu jest pusto; nie ma nic i nic być nie może. Niegdyś, w tem miejscu las rósł, ale go wycięto, przez kilka lat potem obsiewano zbożem z lichym rezultatem, boć to piasek. My na tem miejscu zasiejemy las. Będą tu drzewa rosły, może nie dla nas, ale dla dzieci, dla wnuków.
— Śliczna myśl! ty jesteś genialny, mój Janku, — kocham cię!
On dalej projekta rozwijał.
— Sadzawki wyszlamuję — mówił, — margle powydobywam, inwentarza dokupię, zobaczysz, co się z naszego folwarczku zrobi. Będzie zboże, dochody, a dalej, dalej... stanie gorzelnia, opasy...
— O, nie sądź tylko, że ja z założonemi rękoma siedzieć będę — wezmę się także do roboty. Czego jeszcze nie umiem, tego