Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Kochając się; więc się kochali. Bezwątpienia! Dowiedzieli się o tem przypadkiem. On wziął jej rączkę i do ust rozpalonych przycisnął; ona czuła, że ręka jej drży, bez żadnej widocznej przyczyny. Jemu było bez niej smutno, a gdy on nie pokazał się przez trzy dni w Jaworówce, Marynia miejsca sobie znaleźć nie mogła. Przyszli do przekonania, że jedno bez drugiego żyć nie może — i uwierzyli w to święcie. Ojciec jej nie podzielał tego zdania i nie chciał na małżeństwo zezwolić.
— Jesteście oboje nie bogaci — mówił, — co was czeka?
— Szczęście — szepnęła córka.
— Bieda — odrzekł ojciec.
I w długiej, długiej rozmowie perswadował pięknej Maryni, prosił, namawiał, błagał wreszcie, żeby sobie tę miłość z głowy wybiła.
— Dla was obojga lepiej to będzie — tłómaczył: — ty znajdziesz człowieka; który cię pokocha i dostatkami otoczy; on również spotka panienkę, która lepszą, niż ty, będzie partyą dla niego. Piękność więdnie, a miłość przemija, moje dziecko...
Oburzyła się na to, powiedziała, ze uczucie uczuciu nie równe, a to, które w jej