Strona:Klemens Junosza - Syzyf.pdf/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szą drogą, manowcami, byle tylko jak najprędzej dowiedzieć się, co zaszło.
Po doktora też pocztylion zajechał. Poczciwy eskulap był bardzo zakłopotany o pana Jana.
— Wie pani — mówił do pani Malwiny, — nie jestem człowiekiem nerwowym, a jednak drżę z obawy. To tacy dobrzy ludzie, tacy poczciwi i serdeczni!...
— Panie doktorze — rzekła, podając mu rękę, — ja ich nie znam tak blizko i sama i nie śmiem się narzucać, ale gdyby potrzebowali, gdybym mogła być im w czem pomocną, to z całą chęcią, szczerem sercem uczynię. Bądź pan w tym razie pośrednikiem między nimi a mną... wdzięczna panu będę.
— Jesteś pani zawsze szlachetna — rzekł zakochany doktór i białą rączkę pani Malwiny przycisnął do ust. Sam zdziwił się swojej śmiałości, ale nie żałował jej. Pożegnawszy panie, wsiadł na bryczkę i kazał pocztylionowi przez Stawiska jechać.
— Pośpieszaj tylko — mówił, — pośpieszaj, bo radbym jak najprędzej wiedzieć, co się tam stało.