Strona:Klemens Junosza - Synowie pana Marcina.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kazała się na mównicy, słuchanoby jej przez grzeczność i zatwierdzonoby jej wnioski także przez grzeczność, choćby to sprzeciwiało się interesom wszelkich stronnictw...
— Więc dlaczego pan taki niebezpieczny żywioł chce wprowadzić do naszego parlamentu domowego?
— Przedewszystkiem nie jestem Anglikiem i nie bardzo sympatyzuję z tą rasą, dusza moja jest bardziej południowa, powiedziałbym włoska...
— Proszę!
— Nie inaczej... Dusza włoska, temperament hiszpański, a serce...
— Afrykańskie może?...
— Sam nie wiem, jak je nazwać... Łatwo zapalne, gorące, a w uczuciach stałe. Gdy raz dla kogo uderzy, to już uderzać będzie aż do śmierci, do grobowej deski, bez wytchnienia, bez żadnej zmiany...
— Widzisz, Helenko, jaki pan radca wytrwały...
— Tak to się mówi...
— Tak się czyni... tak się postępuje, proszę pani... Tak, to tak, na zawsze; nie, to nie, również na zawsze... Takie są moje zasady, a byłem im wierny od najmłodszych lat życia...
— To bardzo ładnie z pańskiej strony...
— Niestety, nie zawsze bywam rozumiany i oceniony jak należy...