Strona:Klemens Junosza - Syn pana Marka.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się z czasem, i odbyła metamorfozę. Pan Marek drżał przed swoją połowicą, a złośliwi plotkarze utrzymywali, że drżał ze strachu. Chociaż ksiądz Symforyan mówił na panią Markową „hic mulier,“ my jednak nie będziemy się wdawali w tajemnice domowego pożycia tych państwa.
Dla naszej opowieści wystarczy, jeżeli powiemy, iż pan Marek przez ożenienie się zyskał tyle, że spiżarnia jego stała się wzorem spiżarni, a on sam stał się wzorem uległości i biernego posłuszeństwa. Oprócz tego, dom pana Marka ożywił się znacznie, a do spodziewanej po nim sukcesyi było ośmiu spadkobierców w linji prostej.
Ci młodzi ludzie, których imiona miały kiedyś figurować w dziale II księgi hypotecznej dóbr Wólka B., a z których obecnie siedm ósmych części figuruje w łóżkach, dzielili się na następujące kategorye: do płci męzkiej nażało pięcioro, do żeńskiej troje. Według wieku zaś, pierwodek miał lat 17 i był uczniem klasy trzeciej gimnazyum w N. panienka jedna miała lat 15, druga 13, trzecia 11... reszta zaś potomstwa byli to chłopcy. Widząc jednak, że wiek dzieci państwa Marków poczynając od pierworodka, przedstawiał arytmetyczny postęp malejący z wykładnikiem dwa, i wiedząc o tem, że liczba wyrazów tego postępu była ośm, za pomocą właściwych formuł matematycznych możemy twierdzić, że ostatni wyraz tego postępu, mały Jasio, ma obecnie lat trzy.
Zapewne obserwując rzeczy ze stanowiska czysto patryarchalnego, jest rzeczą bardzo przyjemną widzieć się otoczonym licznem gronem rodziny, i tego zapewne przekonania był pan Marek; odwieczna jednak prawda, iż każdy medal ma dwie strony, dawała mu się uczuć dotkliwie, i kazała mu zastanawiać się nad przyszłością tego arytmetycznego postępu. Że jednak w parlamencie małżeńskim państwa Marków, stronie opozycyjnej, to jest panu Markowi, niepodobna było myśleć o wnioskach, więc właściciel Wólki zdał się na wolę losów, powtarzając w duchu od czasu do czasu; co to będzie? co to będzie....
Ale otóż i dworek....
Przypatrzmy się — chociaż to noc, jednak poczciwy księżyc, powiernik zakochanych, świeci blademi policzki, i nie przeszkadza podobnym oględzinom.
Jeżeli znacie Polowskie gawędy, toście już taki dworek widzieli w waszej wyobraźni, Taki sam, niski, pochylony, bielony, nie ręczyłbym nawet czy nie modrzewiowy. Okienka małe i ganek na słupach i ogródek z tyłu, i tradycyjny gołębnik na środku dziedzińca.
Zabudowania gospodarskie znać zeszłej zimy świeżo słomą poszyte, imponują żółtemi dachy. Cały zaś ten obrazek ujęty w skromną ramkę chróścianego płotu.
Rrzekłbyś, że założyciel tej ustronnej siedziby znał słowa poety:

„Naprzód przed drzwiami, lipę zasadzę,
Wkoło płotami sad oprowadzę....
Będzie przy wodzie pięknie ciosana
Kamienna postać świętego Jana....“

I to jest. Nad wodą stoi kapliczka, a w niej figura tego świętego — figura ciosana, chociaż czy pięknie, to znowu inne pytanie. Nie przychodzimy tu jednak w charakterze krytyków, na wystawę Towarzystwa zachęty sztuk pięknych, a to samo uwalnia nas od wygłaszania sądu o wartości estetycznej tego dzieła snycerstwa krajowego — a zresztą, te figury wykonywane przez amatorów-artystów, według skali pojęć estetyki wieśniaczej, piękne są, bo święte, a to im wystarcza. A dziewczyna