Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Poczem wyciągnąwszy przed się małą, ale kościstą i dość silną rękę, wypchnęła swoich gości za drzwi, zatrzasnęła je gwałtownie, i zawoławszy raz jeszcze: nie chcę! wybuchnęła głośnym płaczem.
To energiczne znalezienie się wywołało na kapitalistach wrażenie bardzo dobre.
— On miał nos — rzekł rudy, — on już tu był. Wiecie, o kim mowa?
— Wiemy, dobrze wiemy.
— Nic straconego, trzeba tylko pilnować.
— Trzeba pilnować! To musi być interes pewny, kiedy ona propozycyi naszej słuchać nie chce...
W godzinę po odejściu żydów, Korkiewicz otrzymał kartkę od panny Emilii.
«Zobowiąże mnie Szanowny Pan nieskończenie — brzmiał liścik, — jeżeli dziś, wracając z biura, raczy do mnie wstąpić. Od godziny szóstej wieczorem, po skończeniu lekcyi, jestem w domu. Napadła mnie dziś banda jakichś strasznych żydów z propozycyą nabycia mojej sumy. Światła rada Szanownego Pana będzie dla mnie promykiem słońca w strasznych mrokach nieświadomości, co mi czynić należy. Dziękując z góry za speł-