Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zwyczajny rzezimieszek może mieć na twój pugilares apetyt.
— Ani trochę.
— A to z jakiego powodu?
— Mam sposób. Ja, proszę pana mecenasa, na każdą rzecz mam sposób. Rzezimieszków nie lękam się bynajmniej. Podczas nocy zimowej idę śmiało, żaden mnie nie zaczepi, a jeżeli zaczepi, to powie co najwyżej: «dobry wieczór, stary skrobiszu, liczykrupo, głodomorku,» a ja mu na to: «uszanowanie kochanemu sąsiadowi.» I oto wszystko.
— Skąd taka względność?...
— Codzień wieczorem opowiadam mojej szewcowej mniej więcej tak: «Dziś oto, widzi pani majstrowa, zarobiło się, dzięki Bogu, pół rubelka; sześć groszy mam przy sobie na jutrzejsze śniadanie, a resztę odniosłem do kasy oszczędności. Tam pewne, tam murowane: ogień nie spali, woda nie zaleje, złodziej nie ukradnie. Pieniążki w kasie, a ja sobie jak ptaszek, leciutki, rozboju się nie lękam; na stare palto nikt się nie złakomi, a moneta sześć groszy nikogo nie skusi.» Baba nie wytrzyma, zaraz powie drugiej babie, druga trzeciej i całe nasze przed-