Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czony, wiecie zatem, że czas płaci, czas traci... Spóźniliście się.
— Bardzo mądre słowo! Czas płaci, czas traci. Ja to wiem. Nie przyszedłem upominać się o zapłatę. Co miałem skorzystać z sumy na Kocimbrodzie, tom już skorzystał i Bogu podziękowałem za to; a jeżeli jeszcze skorzystam co w przyszłości, to też podziękuję.
— On skorzystał?! — zawołał rudy. — Ciekawym, co on mógł skorzystać?! Co mógł zarobić na interesie, o którym nie wiadomo, gdzie jest i czy jest? Co można skorzystać na fikcyi?
— Mogę teraz — rzekł poważnie Szmul — przypomnieć wam mądre wasze słowo o pachciarzu, który, gdy widzi mleko, to miarkuje, że może z niego być ser, i który, mając dwadzieścia dziesiątek, musi prosić żonę do pomocy, ażeby się dowiedzieć, że posiada rubla...
Zgromadzenie wybuchnęło śmiechem, rudy Icek żachnął się gniewnie.
— Nie zawracajcie głowy! — zawołał. — Jeżeli przyjechaliście po to, żeby porządnym ludziom ubliżać, to szkoda waszej fatygi. My potrafimy wyrzucić nieproszonego gościa!