Strona:Klemens Junosza - Suma na Kocimbrodzie.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

to, jako żonie i matce mego dziecka, należy. W tem przywiązaniu wiek nie stanowi przeszkody; ale gdybym, dajmy na to, dziś, w moich latach, był jeszcze kawalerem, a znalazł się ktoś, ktoby mnie namawiał do zakochania się, to zatkałbym sobie uszy i uciekał gdzie pieprz rośnie, byle tego nie słyszeć.
Panna Bolesława roześmiała się.
— Eh, tak się to mówi, mój ojczulku!.. Ale jakże zrobimy z weselem ciotki? Wypada być, a mego wesela niepodobna odkładać na czas późniejszy.
— Nie chciałabyś?
— Podobno to zła wróżba, gdy się zmienia termin ślubu.
— No, no, moja kochana, jakoś się to zrobi. Odbędziemy radę familijną we troje; matka zapewne znajdzie sposób wyjścia.
— A cóż będzie, ojczulku, z moim listem do cioci Emilci?
— Szmul po południu jedzie do miasteczka, to zabierze.
— A możeby dodać powinszowania, życzenia?