Strona:Klemens Junosza - Przy kominku.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jeden z moich przyjaciół, który ożenił się przed dwoma laty, stara się obecnie o rozwód...
— Ach, cóż to znaczy! Wyjątek nie stanowi reguły. Odpowiedz na moje pytanie — czy masz co przeciw małżeństwu wogóle?
— Inny znów mój przyjaciel, ożeniony dopiero przed rokiem, ucieka z domu.
— Mój kochany, jeżeli życzysz sobie rozmawiać ze mną, to proszę, rozmawiaj porządnie i logicznie. Nic a nic nie obchodzą mnie twoi przyjaciele, pytam o zasadę. Czy uznajesz, że małżeństwo godne jest potępienia?
— Nie.
— Czy przyznajesz, że rodzina ma prawo bytu?
— Zapewne.
— Czy nareszcie osobiście, ty, jako jednostka, wolałbyś być szczęśliwym, czy nieszczęśliwym?
— Cóż za pytanie!
— W takim razie dlaczego się nie żenisz?
— Nie miałem szczęścia zakochać się aż dotychczas...
Stryjenka wybuchnęła śmiechem, a po chwili rzekła poważnie:
— Od dnia dzisiejszego za cztery tygodnie będziesz zakochany po uszy.
— Bardzo wątpię.
— A ja nie. Chyba że zamkniesz się w domu i przez cztery tygodnie nie pokażesz się na świat.
— Przeciwnie, kochana stryjenko, chcę dać dowód odwagi i gotów jestem narazić się na niebezpieczeństwo.