Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza - Przy kominku.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.



S

Szary był dzień jesienny. Chmury zakryły słońce, po szybach karczemki w Zarwańcu łaziły muchy jakby senne... Jankiel Aksamitny, tej karczemki dzierżawca, drzemał, i dwaj chłopi, co przy stole nad próżną już kwartą siedzieli, ziewali co chwila.
Wielki biały kot na kominie spał jak zabity, a nawet wróble na dachu nastroszyły piórka i siedziały osowiałe całkiem i drzemiące.
— Ja wam powiadam, kumie Janie — odezwał się nawpół pijany chłop, ziewając — że Bóg miłosierny duszę lekko w człowieku osadził...
— Ale...
— Siedzi ona, chudzina, ta dusza nasza nieśmiertelna, niby piórko we ptaku, albo choćby i ten listek na drzewinie; przyjdzie wiaterek, dmuchnie i już jej niema.
— Nieprawdę powiadacie, kumie Pietrze; dusza jest na moc we człowieku osadzona... i ciężko ją wyrwać...