Strona:Klemens Junosza - Przeszkoda.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Matka była nią zachwycona, bracia przesadzali się w uprzejmości dla swej jedynej siostrzyczki, a ojciec, pokręcając wąsa, coraz to robił w myśli przegląd okolicznej młodzieży. Nareszcie stuknął się palcem w czoło, z miną wielkiego zadowolenia i jednocześnie przyszły mu na myśl owe dwie opieczętowane beczki, od lat szesnastu uwięzione w piwnicy..
Kto wie, może też niedługo nadejdzie czas wyzwolenia ich z więzów i zarazem ostatnia godzina, może znajdzie się taki, co synów zastąpi, gospodarstwo pokocha i tej tak dalece prowadzonej, wypieszczonej, ulubionej stadninie zginąć nie da, ale owszem, sławę jej podtrzyma i dzieciom swoim zostawi. Lepiej byłoby gdyby syn po ojcu te honory dziedziczył, ale gdy synowie inne sobie drogi obrali, niechże będzie zięć dobry..
A dobry będzie niezawodnie, jeżeli tylko Zosia nie zgrymasi. Chociaż.. czego miałaby grymasić. Chłopak ładny jak malowanie, z dobrej rodziny, nie bardzo bogaty, ale też i nie biedny, a co najważniejsza gospodarz doskonały. Basia może trochę noskiem skrzywi, że nie hrabia, nie magnat, ale właściwie co z tego? Najlepiej swojej sfery się trzymać, przynajmniej pretensyj wzajemnych, wymawiania mezaljansu nie będzie.
Tak sobie myślał pan Stanisław, myślał, kombinował i przyszedł do wniosku, że trzeba