Strona:Klemens Junosza - Po latach.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To trudno będzie...
— Dlaczego?
— Bo przed pięcioma minutami Leon z zoną i małą Janinką pojechali na drugi folwark. Mówił mi Leon, że za dwie godziny powrócą.
— Niepodobna!
— Tak jest; żegnając się ze mną Leon mówił mi, że ma prześliczny ogród i radził, żebym go zobaczył. Nawet, powiem pani więcéj: odjeżdżając szepnął mi do ucha, że w tym ogrodzie mogę spotkać kogoś znajomego dobrze... Właśnie miałem iść i spotkałem panią.
— O! panie, to żart zadaleko posunięty...
— Dlaczego?
— Nie rozumiem co się stało — odrzekła, unikając odpowiedzi wprost. — Rózia miała kazać zaprządz dla mnie.
— Uczyni to zapewne jak powróci, dwie godziny rzecz nie wielka; przecież na téj kolei kilka pociągów kursuje; tymczasem aż do ich powrotu musi tu pani pozostać; bez pożegnania nie wypada odjechać...
— Jestem zakłopotaną istotnie.
— Co robić? znaleźliśmy się niespodzianie w pewnego rodzaju niewoli, trzeba godzić się z losem... Może więc wyjdziemy obejrzéć ten ogród zachwalany tak przez Leona...
— Niech pan idzie tam, ja udam się do mego pokoju i skorzystam z czasu, ażeby ułożyć rzeczy do drogi.
— Przecież pani byłaś zupełnie gotową do wyjazdu.
— Tak... ale...
— Ale gdybyśmy poszli do ogrodu, cóżby w tém złego się stało? Pani Leonowa odjeżdżając powiedziała mi, że nie będę się nudził, że zostawia na swojém miejscu bardzo miłą i uprzejmą vice-gospodynię.
— Ona tak powiedziała!? Rózia? to niepodobna.
— Daję pani słowo, że tak jest... widocznie pani Leonowa była przekonaną, że ją pani wyręczy, jeżeli jednak czas pani nie pozwala...
— Rózia mi daje dziwne mandaty, doprawdy... bądź co bądź, nie chciałabym, żebyś pan powziął złe wyobrażenie o naszéj wiejskiéj gościnności, a zatém, jako zaimprowizowana vice-gospodyni, będę czyniła panu honory domu... przedewszystkiém więc proszę, niech pan raczy usiąść...
— Możebyśmy raczéj zwiedzili ów ogród?..