Tak go zajęły te gwarne hałasy,
Że aż z radości najeżył wąsiska,
I dał na smołę djabłom kwit do kassy.
W tym dziale piekieł byli potępieńce,
Co za żywota na scenicznych deskach,
Oklaski mnogie zbierali i wieńce.
Tutaj aktorki toną w gorzkich łezkach,
Goreją ogniem namiętni młodzieńce,
I dyrektorzy liczą ruble w kieskach...
— „Mistrzu mój rzekłem, cóż to są za duchy,
Że mi nie obce zdają się ich twarze...
Nie obce głosy mimika i ruchy?“
A mistrz mi na to... — Zaraz ci pokażę,
„I poznasz wkrótce, że to owe zuchy,
«Którym w ogródkach wypłacono gażę...“
Rzekł i lornetkę podał mi do ręki,
A jam przez szkiełka spoglądał zdumiony,
Widząc biedaków skazanych na męki.
I kiedym rzucał wzrok na wszystkie strony,
Wnet mi się poznać dał Grabiński cienki,
Teksel i Trapszo i Ratas spasiony.
„Ojcowie! rzekłem, toż jest wasze żniwo,
Za to, że ludziom sprawiliście radość,
W przybytkach sztuki, gdzie sprzedają piwo?
Czemuż wam czoła sroga kryje bladość,
Czemuście smutni? Odpowiedźcie żywo,
Bym ciekawości świata czynił zadość.